Finlandia zimą

Dobrym punktem do rozpoczęcia przygody z Północą jest Hetta, ministolica regionu Enontekiö, oraz położone na północy Kilpisjärvi i Luosto, słynące z jedynej w Europie odkrywkowej kopalni ametystów Lampivaara. Latem wokół rozciągają się podmokłe równiny, teraz ścięte mrozem i pokryte kilkumetrowym śniegiem.

Finowie i Lapończycy wynaleźli więcej sposobów poruszania się po nim niż ktokolwiek inny: poza jazdą na zwykłych biegówkach czy znanymi u nas na Pomorzu przejażdżkami na nartach w ślad za koniem, można wskoczyć na skuter śnieżny, do sań ciągniętych przez stado psów husky albo popędzić w ślad za reniferem. Skuter śnieżny może kojarzyć się z Bondem. Komuś, kto prowadził wcześniej samochód czy motor, wystarczy jednak godzina treningu, żeby ruszyć jednym z wielu szlaków. Korzystajcie z Nordic Safaris z siedzibą w Kilpisjärvi. Szkolą, organizują przejażdżki po tunturi (słyszycie w tym słowie „tundrę”?) i na najwyższy szczyt kraju, czyli Halti (1324 m), a nawet norweskim korytarzem w dół fiordu, na brzeg Morza Norweskiego! Jeśli jest pełnia, warto spróbować przejażdżki pod jasnym księżycem.

Znacznie więcej czasu zajmuje nauka powożenia psim zaprzęgiem i dlatego zwykle towarzyszy nam instruktor, ale kto chce, może spróbować sam – trzeba się tylko nauczyć kilku podstawowych komend, co może być nie mniejszym wyzwaniem niż utrzymanie w dłoniach wodzy.

Język spoza rodziny indoeuropejskiej jest podobnie trudny do opanowania (jak węgierski, baskijski czy gruziński) i większość turystów po tygodniu z trudem potrafi wykrztusić kiitos, czyli „dziękuję”. Ale pokusa jest duża: błękitnookie, strzygące uszami husky czekają tylko, by się wybiegać! Z początku warto biec razem z nimi, a gdy nabiorą tempa, wskoczyć do sań. Na wszelki wypadek „ruszaj” to menääkö! Nauczą was tego w Hetta Huskies, gdzie znajduje się szkółka dla kierujących zaprzęgiem i organizowane są jedno- i kilkudniowe rajdy, ale większość i tak pewnie spędzi pierwszy dzień, głaszcząc i tuląc puszyste kulki szczeniąt. Instruktorzy już do tego przywykli. 

Skoro Laponia, to nie obejdzie się bez reniferów. W całej prowincji działa kilkaset farm stworzonych specjalnie z myślą o przybyszach. Najłatwiej trafić do nich za pośrednictwem firmy turystycznej Levi. Na farmach niedaleko Kittilä gospodarze wciąż noszą lapońskie stroje z czerwonego i granatowego sukna, przypominające krojem szlacheckie kontusze z wyłogami. Do renów trzeba mieć podejście – powożący Lapończyk na przemian nuci, podśpiewuje i cmoka. Do tego szelest płóz i niepowtarzalny dźwięk, jaki wydają uderzające w śnieg kopyta – jakby ktoś mocno bębnił pięściami w wielką poduszkę.

Kusztyczek żywicy, czyli przysmaki Finlandii 

Po śnieżnych zabawach rośnie apetyt. Skoro dotarliście już do Kittilä, polecam największą tutejszą restaurację Saamen Kammi. Zaczyna się od pieśni joik i żurawinowego musu, a potem… oczywiście tradycyjne dania Lapończyków. Zanim entuzjaści nouvelle cuisine (i osoby dbające o wagę) zaczną narzekać, niech pomyślą o przeszłości: położona na peryferiach najpierw Szwecji, a potem Rosji (od czasu wojen napoleońskich) Finlandia zakosztowała pierwszych warzyw w połowie XIX w. – były to ziemniaki. Dziś dla wegetarian znajdą się – również w Saamen Kammi – brokuły i jarmuż, a dla zwolenników lekkiej kuchni – zupa ze świeżych łososi złowionych w pobliskim potoku.

Ale kto ciekaw kuchni lapońskiej, powinien zamówić ukko hutun ketto, czyli gulasz z reniferzyny. Ta „zupa starego człowieka” przypomina węgierski bogracz. Oczywiście w wersji nordyckiej: nie uświadczycie pomidorów ani papryki, a kilka plasterków marchwi znajdzie się tam raczej z łaski kucharza niż z wierności tradycji. Ale jest to ciepłe, w miarę ostre, sycące danie. Wasz wewnętrzny myśliwy mlaśnie z zadowolenia.

Mądrość ludowa głosi, że zawiesiste potrawy łatwiej strawić, podlawszy je mocnym trunkiem. Finowie wynaleźli wiele napitków pomagających przetrwać mroźną zimęNalewka na malinie moroszce jest bursztynowa w odcieniu i bardzo delikatna w smaku. Mało kto za to przełknie ze spokojem terva snapsi, czyli mocny trunek pędzony m.in. na żywicy jodeł, ale jeśli się na to zdobędzie, to uzna próbowane dotychczas giny za lemoniadę. Oczywiście można też pozostać przy jasnych piwnych lagerach, niewiele różniących się od duńskiego tuborga, lub na świetnie gaszącym pragnienie kompocie żurawinowym. Przynajmniej można potem odwiedzić saunę.

Sauna fińska – kto dłużej wytrzyma

Saunę odwiedzić warto, nie tylko ze względu na konieczność rozluźnienia mięśni sforsowanych ściskaniem kierownicy skutera lub po gonitwie za psim zaprzęgiem. Fińska sauna to doświadczenie niepowtarzalne, wynikające z samej natury tych ziem, nie z mody na spa. O tytuł twórców i mistrzów sauny Finowie od stuleci zmuszeni są rywalizować z Norwegami, Szwedami i Rosjanami, ale wygrywają w cuglach, bo słowo „sauna” pochodzi właśnie z fińskiego.

Kamienne fundamenty saun należą do najważniejszych zabytków archeologicznych w kraju, gdzie do czasów II wojny światowej niemal wszystko budowano z drewna. To w Finlandii, w miasteczku Heinola, do niedawna organizowano światowe mistrzostwa sauniarstwa. Coś, co miało być niewinną zabawą w „kto wytrzyma dłużej”, przerosło organizatorów, gdy w grę zaczęły wchodzić duże pieniądze i reklamy.

Kres mistrzostwom ostatecznie położył Rosjanin, który, marząc o laurach, nafaszerował się – oczywiście wbrew regulaminowi zawodów – stosem środków przeciwbólowych, co było szczytem głupoty. Ale naprawdę warto najpierw rozkoszować się rozleniwiającym ciepłem, po kolejnym kłębie pary wytrzymać jeszcze przez pięć, może dziesięć sekund, a potem wybiec przez drzwi prosto na śnieg lub – jeszcze lepiej – dać nura do przerębla. Jest więcej niż pewne, że o czymś takim jak katar zapomnicie przynajmniej do kolejnej zimy w Polsce.

Po saunie zwykle zasypia się w mig, ale jeśli komuś starczy ciekawości i kondycji, to warto, by wziął udział w koncercie pieśni joik. To nie cepeliada ani przebieranki folklorystyczne – macie okazję przez chwilę zasmakować kultury ludów, dla których wszyscy – Rosjanie, Germanie, Słowianie – jesteśmy przybyszami. Oni, rozciągnięci na wielkim szlaku, który wyznacza granica wiecznego zlodowacenia, mają swój śpiew, czarnych bogów i jurty od Jakucji po przedmieścia Helsinek. Polecam też sprawdzić trasę koncertującej w całym kraju lapońskiej grupy Somby. To prawdziwie mocne uderzenie z północy.

Z wizytą u Świętego Mikołaja

Po takim dniu i takim wieczorze warto zwolnić tempo. W ametystowej kopalni niedaleko Luosto można przejść się po kwarcowych rumowiskach sprzed 200 mln lat z młotkiem geologicznym i – kto wie – nawet znaleźć jakąś mlecznofiołkową geodę? W Sodankylä polecam zwiedzić najstarszy kościół modrzewiowy; ołtarz i ławki, w których słuchano długich luterańskich kazań, przetrwały, niestoczone przez korniki, trzy i pół wieku!

Ale jeśli towarzyszą Wam dzieci, to – skoro już wygłaskały husky, prychnęły z niechęcią na widok gulaszu z renifera i piszcząc, zrejterowały z sauny – należy im się coś z największych marzeń dzieciństwa i trochę kiczowatej współczesnej popkultury młodzieżowej, czyli wizyta u Świętego Mikołaja w Rovaniemi.

Finlandii udało się wygrać i tę konkurencję: chociaż wiosek Świętego Mikołaja jest na świecie kilka, od Kanady po Rosję (sam zaś historyczny święty, jak wiadomo, urodził się w Myrze w dzisiejszej Anatolii, a jego szczątki spoczęły w Bari), to do Mikołaja, czyli Joulupukki, w Rovaniemi trafia najwięcej gości, listów, a pewnie i próśb o wymarzone prezenty.

Chociaż wiosek Świętego Mikołaja jest na świecie kilka, do Rovaniemi trafia najwięcej gości, listów, a pewnie i próśb o wymarzone prezenty. 

Wszystko zaczęło się w roku 1950 w małej drewnianej willi zbudowanej na potrzeby odwiedzin wdowy po prezydencie USA, Eleanor Roosevelt – dziś w tym samym miejscu wyrosło kilkaset sklepów, teatrzyków, restauracji i galerii, a wszystko tonie w feerii świateł. „I gwiazdki dzwonią i gwiazdki lśnią / nad miastem i nad wsią…”. Najmłodsi uwierzą bez reszty, że trafili do środka baśni i z otwartymi ustami będą patrzeć na reniferowe zaprzęgi i grupy elfów. Starsi oczywiście pomyślą, że padli ofiarą mistyfikacji, ale docenią urodę rozgrywanego przed ich oczami spektaklu à la Disneyland. Dorośli zawsze mogą poprosić Mikołaja o jedno: żeby dane im było odwiedzić Finlandię raz jeszcze.


Źródło: https://www.werandaweekend.pl/w-podrozy/zima-na-polnocy-finlandia